Ktoś wyrusza w góry, żeby się wyciszyć, pospacerować, zmęczyć. Kto inny, żeby pobalować, pośmiać się, pobawić. Są i tacy herosi, którzy pokonują kilometry wzniesień na rowerach. Moje góry to góry motocyklowe.
W tym roku udało się wyruszyć w Tatry. W sumie dość przypadkowo i można powiedzieć spontanicznie. Lata temu po objechaniu Polski wzdłuż granic zastanawiałem się co można jeszcze objechać dookoła. Poza przychodzącą na pierwszy pomysł podróżą dookoła świata, pojawił się również pomysł objechania Tatr. W tym roku pomysł się sfinalizował. Póki co ten pomysł z Tatrami. Świat musi jeszcze poczekać.
Tak się złożyło, że brat z Rodziną wynajął domek w Witowie, podzakopiańskiej miejscowości. Jeden pokój był wolny, więc żal było nie skorzystać. Jedynie prognoza pogody nie nastrajała optymistycznie. Rzekomo cały tydzień miało padać. Do końca wahałem się czy jechać autem i na miejscu poszukać moto do wynajęcia (gdyby pojawiło się jakieś okno pogodowe), czy zaryzykować jazdę własnym moto. W piątek spakowałem bagaż i stwierdziłem, że ostateczną decyzję podejmę rano.
W sobotni poranek trochę się zasmuciłem. Od wczesnych godzin lało. Ok. 10 w kroplach deszcze pojechałem na stację, żeby zatankować motocykl. Nie do końca uśmiechało mi się, żeby lecieć 400 kilometrów w deszczu. Jednakże podczas tankowania zza chmur wyszło słońce. No cóż, kto nie ryzykuje nie pije szampana. Szybki powrót do domu. Przytroczyłem bagaż do moto i w drogę.
Trochę nieopatrznie na nawigacji wybrałem krętą drogę i przeciągnęło mnie po mazowieckich dróżkach wśród pól i sadów. Po ok. 2 godzinach okazało się, że odjechałem od domu około 80 km. W takim tempie to w dwa dni nie dojechałbym do celu. Szybka korekta i wpadam na trasę nr 7, którą opuszczam w okolicach Kielc i dalej jadę bardziej lokalnymi drogami. W międzyczasie zatrzymuję się na obiad w przydrożnej knajpie Pod Świerkami, gdzie wcinam placek po zbójnicku i ładuję energię czarną kawą. Plusem tego miejsca jest duży parking, smaczne i szybko podane posiłki.
Po krótkiej przerwie ruszam niespiesznie w dalszą drogę. Zakopianką docieram do drogi 958, która przez podgórskie miejscowości - m.in. Raba Wyżna, Czarny Dunajec, Chochołów - doprowadza mnie na miejsce. Jeszcze tylko 1,5 kilometrowy stromy podjazd do domku i mogę się witać z rodziną.
Tego dnia odwiedzam jeszcze Nowy Targ, skąd kieruję się do kwatery. Nawinąłem ok. 200 kilometrów bardzo malowniczymi trasami. Cieszę się, że wreszcie udało mi się zrealizować ten plan. No i myślę już o kolejnych wypadach w te rejony.